29 maja 2013

6.


' Resolutions and lovers in the kitchen
love is clueless and destiny is wishing
this is my heart,  it's on the line, Selene'

Po godzinnym bieganiu po mieście wypadałoby się odświeżyć, dlatego właśnie krople wody spływają po moim ciele. Owinięta ręcznikiem wychodzę z łazienki i udaję się do sypialni. Zwykłej, szarej, smutnej. Wypadałoby to zmienić, ale sama nie dam sobie rady. Rzucam się na łóżko, a aksamitna pościel pieści moje ciało. Zamykam oczy i staram się odprężyć. Przez ostatni miesiąc robiłam tak niewiele, a jestem taka zmęczona...
Ciszę panującą w całym mieszkaniu przerywa dźwięk dzwonka telefonu stacjonarnego. Nie mam siły wstać i odebrać, dlatego nie ruszam się nawet o milimetr. W końcu melodyjka milknie i włącza się sekretarka.
- Dodzwoniłeś się do państwa Lewandowskich, w niedalekiej przeszłości bynajmniej. Niestety żadne z nas nie może teraz odebrać telefonu, ale zostaw wiadomość! - słyszę i mam ochotę zaliczyć facepalm. 
Co to jest?! Jak Łukasz dał się na to namówić?!
- Córciu! - odzywa się moja mama w słuchawce. - Mam świetne wieści! W sobotę wylatujemy do Anglii do ciotki Marysi i przyjeżdżamy do was w piątek, żeby się pożegnać i przenocować. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - nie, skądże znowu... - Do zobaczenia! Pa, pa!
Skoro rodzice mają przyjechać, to wypadałoby trochę posprzątać i zrobić zakupy, myślę. Niechętnie otwieram oczy i mimowolnie mój wzrok pada na biurko, gdzie leży gruba, niebieska książka. Przypominam sobie, jak jakiś czas temu obiecałam Michałowi, że mu ją pożyczę.
Leniwie wstaję z łóżka i szybko zarzucam na siebie jakieś ciuchy. Padło na jasnoróżową bluzkę z nadrukiem i rękawami do łokci oraz czarne leginsy trochę za kolana. Chwytam książkę w dłoń i zbiegam schodami poziom niżej, robiąc w międzyczasie wysokiego kucyka z moich włosów. Padam na tyłek tuż przed drzwiami i w szybkim tempie zakładam na nogi skarpetki i niskie trampki. 
Wybiegam z mieszkania, trzaskając drzwiami i znowu zbiegam schodami piętro niżej. Jak zwykle robię taki hałas, że nawet nie muszę używać dzwonka, bo Michał słyszy moje poczynania z własnego lokum. 
Dobiegam do drzwi, a one natychmiast się uchylają. Uśmiecham się szeroko, jak za każdym razem, gdy mam się spotkać z Kubiakiem. Już mam się odezwać, kiedy Michał otwiera drzwi jeszcze szerzej i moim oczom ukazuje się mały brzdąc przytulony do siatkarza.
- Zostałeś tatusiem? Moje gratulację! - mówię żartobliwie i wchodzę do środka.
- Dziękuję, dziękuję - odpowiada, śmiejąc się. 
Spogląda na książkę, którą trzymam w dłoni i unosi pytająco brwi.
- Obiecałam, że ci przyniosę, więc... Oto jestem! - śmieję się.
Ruchem ręki Kubiak karze mi wejść do środka, co chętnie robię. Przy okazji mówi mi, że jego brat podrzucił mu dzieciaki na kilka godzin i właśnie się nimi zajmuje.
- Ten młody rozrabiaka, którego tu widzisz, to Szymek, a Ada grzecznie siedzi na... - oboje zamieramy, kiedy przekraczamy próg pokoju - kanapie... - dokańcza i wstrzymuje powietrze. 
Jest źle, bardzo źle. Nowa sofa Michała, którą kupił jakiś tydzień temu i na którą oszczędzał od dobrych sześciu miesięcy jest cała poplamiona przez mazaki. Domyślam się, że Ada chciała uszczęśliwić wujka i pomalowała mu ją. Biedna nie wiedziała, że robi źle. 
Tym razem nie panikuję, jak podczas mojej niedoszłej śmierci w wypadku samochodowym, a działam szybko i sprawnie. Wiem, że Kubiak może w Każdej chwili wybuchnąć, więc zabieram od niego małego chłopca.
- Michał, może przejdziesz się na spacer z psem? - pytam, próbując wymyślić jakąś wymówkę, że 'wujek Misiek wyszedł, kiedy Ada pokazała mu niespodziankę'. 
- Ale wujek nie ma pieska - śmieje się młoda.
- Bo to jest taki wymyślony piesek - podchodzę do niej, kiedy pyta, czy może iść z Michałem. - Ty będziesz mi potrzebna tutaj, dobrze? - kiwa głową na potwierdzenie.
Nawet nie zauważam, kiedy Kubiak wychodzi z mieszkania, bo od razu zabieram się do pracy. Wszystkimi znanymi mi sposobami próbujemy sprać te mazaki, jednak nie udaje nam się tego dokonać do końca.
- Prawie nie widać - mówi skruszonym wzrokiem Ada. - Wujek na pewno nie będzie zły? - pyta i spogląda na mnie ze łzami w oczach.
Pochylam się nad nią i całuję w czółko.
- Na pewno - odpowiadam i uśmiecham się pokrzepiająco. - A jeżeli jednak, to będzie miał do czynienia ze mną.

Minęły dwie godziny, a 'wujka Miśka' nadal nie ma. W międzyczasie przenieśliśmy się piętro wyżej, zostawiając w razie czego kartkę dla Kubiaka w kuchni. Młoda spokojnie ogląda bajkę w salonie, a mały słodko śpi w swoim wózeczku. 
Zbliża się pora obiadowa, więc staram się coś ugotować. Kiedy pytam się Ady, co chce zjeść, ta mówi, że pizzę, więc właśnie wykładam wszystkie składniki na blat kuchenny. 
Akurat kończę robić ciasto, gdy ktoś dzwoni do drzwi. Młoda podbiega szybciutko do drzwi i je uchyla, żeby sprawdzić, kto to się do nas dobija.
- Wujek Misiek! - krzyczy i wtula się w jego nogi. - Nie gniewasz się, prawda? Ciocia mówiła, że nie będziesz - mówi, ledwo co powstrzymując się od płaczu.
- Oczywiście, że nie, głuptasie - odpowiada siatkarz i głaszcze ją po główce.
- Aduś, pomożesz mi zrobić pizzę? - krzyczę z kuchni, żeby weszli do środka, a nie stali w drzwiach. 
- Taaak! - odrywa się od Michała i biegnie do mnie, do kuchni, gdzie czekam z  już dawno przygotowanymi składnikami.
- Pizza? - pyta Michał, wchodząc do środka. - Wika, nie musiałaś...
- Musiałam - odpowiadam mu. - Tak samo jak musiałam umyć ręce - mówię do Ady i przestawiam ją obok zlewu, gdzie posłusznie szoruje swoje dłonie.
Po chwili znowu zabieramy się do pracy. Sos pomidorowy, ser, pieczarki... Nagle ktoś obejmuje mnie w pasie jedną ręką i przytula się do moich pleców. 
- Dziękuję - szepcze i składa delikatny pocałunek na moim karku, przez co czuję jak po moim ciele przechodzą dreszcze. 
Chcę się zapytać, o co mu właściwie chodzi, ale nie jest mi to dane. Wystawia przede mną jedną, najzwyklej przyozdobioną czerwoną róże.
- To dla mnie? - pytam właściwie sama siebie i biorę kwiat w dłonie. Uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. - Dziękuję...

Siedzimy na sofie zajadając się pizzą i oglądając kolejną dzisiaj bajkę Disney'a. Jest już późno, a jak się okazało dzieciaki mają nocować u Kubiaka z jednak nieznanych mi przyczyn. Szymek jest tak strasznie zmęczony długim spacerkiem po Żorach, że słodko śpi wtulony we mnie. Siedzący obok mnie Michał, co chwila powtarza, że do twarzy mi z dzieckiem, co ja kwituję spojrzeniem 'weź już skończ' i wracam do oglądania samej końcówki filmu.
- I żyli długo i szczęśliwie - mówi siatkarz i przeciąga się, rozluźniając swoje obolałe mięśnie.
- Wujek, a ty to kiedy weźmiesz ślub z ciocią? - pyta Ada, wprawiając w osłupienie zarówno mnie jak i Michała. 
- Nie mam zielonego pojęcia - uśmiecha się Kubiak, wybawiając nas z opresji, on to jednak ma łeb. 
Kładziemy dzieciaki spać u mnie, bo jakimś cudem (i z niewielką pomocą Ady) udało mi się do tego namówić Michała. Szymek jest już w łóżku, a Ada słucha bajki na dobranoc, którą opowiada jej siatkarz. Po cichy zakradam się do pokoju gościnnego i niepostrzeżenie przysłuchuję się historii Kubiaka.
- I wtedy piękny książę wyznaje miłość księżniczce, która nie może opanować swojego szczęścia. Wkrótce potem biorą ślub i mają cudowną gromadkę słodkich dzieci latających na swoich jednorożcach... - całuje dziewczynkę w czoło i  otula ją kołdrą.
Wychodzi z pokoju, a po drodze bierze mnie na ręce, całując w polik.
- Zasłużyłaś, żeby cię nosić na rękach do końca życia - mówi i odstawia mnie na ziemię tuż przed drzwiami głównej sypialni.
- Wolałabym polatać na jednorożcu, ale to też może być - śmieję się. - Prawa czy lewa strona łóżka? - pytam i wchodzę do pomieszczenia, ciągnąc Michała za sobą.
- Kanapa.
- Czyli lewa... - spoglądam na Michała, który śmiejąc się z niedowierzaniem kręci głową.

Tak, tak, tak... -_-
Po pierwsze: miało być ciekawie -_-
Po drugie: Miałam nie zakładać kolejnego bloga -_-

Nie było mnie kilka dni, ale obiecuję, że zaległości nadrobię! ;)

7 maja 2013

5.


' You can fall if you want to
Ot's just a matter of how far
You've treasured our home town
But you've forgotten where yor are
And it will stay with you until you're ming's been found
And it has been found wondering around '

Miesiąc, dokładnie tyle czasu mieszkam już w Żorach. Tyle też czasu potrzebowałam by znowu zaprzyjaźnić się z Kubiakiem. 
Teraz prawie każdy wieczór spędzamy razem, oglądając film, jedząc kolację lub wychodząc gdzieś na miasto. Z powrotem do mieszkania nie mamy problemów, bo jak się okazało... Michał mieszka pode mną.
Po tym to mnie już nic nie zaskoczy.
Bywałam na większości treningów, przez co zakolegowałam się z innymi siatkarzami. Są naprawdę mili i świetnie się z nimi rozmawia na przeróżne tematy.
Dzisiaj zaczyna się sezon klubowy, więc idę pokibicować Jastrzębianom. Nie wybieram się tam tylko dlatego, że siatkarze mnie zaprosili (tak, na czele z Kubiakiem), ale też dlatego, że Łukasz mi kazał. "To będzie świetna reklama! W końcu firma jest jednym ze sponsorów, a ty, jako moja narzeczona..." bla bla bla! Coraz częściej mam wrażenie, że nie jestem dla Lewandowskiego tym, kim byłam jeszcze jakiś czas temu. Teraz to po prostu ładna buzia, która pomoże mu się wybić jeszcze bardziej (chociaż sama nie wiem, czy to jeszcze możliwe).
Nie ma go całymi tygodniami, żeby z łaski swojej zjawić się na jeden, góra dwa dni i znowu gdzieś wybyć. Kocham go, ale chwilami zastanawiam się, czy na pewno chcę takiego życia. Czasu na rozmyślanie jest coraz mniej, bo planowanie ślubu idzie pełną parą. 
Ostatnio rozmawiałam też z mamą, która była zawiedziona faktem, że nie może pomóc w organizacji uroczystości zaślubin swojej JEDYNEJ córki. Tak, słowo "jedynej" podkreślała miliony razy. Na nic zdały się moje tłumaczenia, że to nie ode mnie zależy i ja też nie mam nic do gadania. Powiedziałam jej też, że znowu zaczęłam kontaktować się z Kubiakiem, na co ona prychnęła. Takiego czegoś się po niej nie spodziewałam, ale jeszcze bardziej zaskoczył mnie mój ojciec. "Michał? Ten twój chłopak, z którym byłaś nie rozłączna? Kochanie, coś mi się wydaje, że jednak będziesz organizować ślub Wiki tylko z innym chłoptasiem!" Nie ma to jak kochający rodzice, którzy wierzą w twój związek. W twój OBECNY związek.
Założyłam białą koszulę bez rękawów z grubym czarnym paskiem wzdłuż przyszytych guzików, którą luźno włożyłam w czarne obcisłe spodnie opięte wąskim skórzanym paskiem. Na to pastelowa marynarka, czarne szpilki na nogi i byłam gotowa, żeby wyjść na mecz "w interesach". Nigdy nie lubiłam mocnego makijażu, więc podkreśliłam swoje oczy kredką i tuszem do rzęs, nałożyłam róż na policzki i delikatny błyszczyk na usta. Teraz już byłam gotowa na podbicie hali w Jastrzębiu!
Zarzuciłam swoją torbę na ramię i wyszłam z mieszkania. W szybkim tempie przebyłam te kilkanaście schodków dzielące nasze piętra i znalazłam się pod drzwiami Michała. Otworzył mi chwilę po tym, jak użyłam jego dzwonka. Wkurzony wpuścił mnie do środka i wrócił do wnętrza mieszkania, do salonu.
- Dobrze wiesz, że to nie było tak... - usłyszałam damski głos.
Najwidoczniej Kubiak nie był sam a zaraz wyjeżdżamy. Coś mi tu nie pasuje.
- To jak było?! - uniósł się siatkarz.
Zamknęłam za sobą drzwi i poszłam do salonu, skąd dobiegały głosy. Oparłam się bokiem o ścianę i zlustrowałam dziewczynę wzrokiem.
Szczupła, wysoka blondynka. Zadbana. Ładnie ubrana w drogie, markowe ciuchy. Kilka dni temu Kubiak pokazywał mi jej zdjęcie. Mówił coś, że kiedyś ze sobą byli, ale ta zostawiła go dla jakiegoś biznesmena. Chodziło jej głównie o to, żeby się wylansować.
- A to kto? - zapytała, mierząc mnie pełnym wrogości wzrokiem.
- Nie mam przed nią tajemnic - spojrzał na mnie. - Możesz śmiało mówić - uśmiechnął się sztucznie. 
Przez ten miesiąc poznałam go na tyle, żeby wiedzieć, że zaraz wybuchnie. Wtedy byłoby źle, bardzo źle. 
Oderwałam się od ściany i podeszłam do chłopaka. Delikatnie wtuliłam się w jego klatkę piersiową, a on objął mnie ramieniem. Wyglądaliśmy jak para i w pewnym sensie o to chodziło, ale takie zachowanie to u nas codzienność. 
Poczułam jak napięte jest jego ciało, więc wtuliłam się w niego mocniej, żeby dodać mu otuchy. Podziałało, jednak na krótką chwilę.
- Teraz pieprzysz nastolatki - zakpiła, patrząc pewnym i wrogim wzrokiem na mnie.
Jeżeli chciała zdenerwować Kubiaka to mu się udało. Jego mięśnie znów stały się napięte, sztuczny uśmiech zniknął. Mocniej objął mnie ramieniem, jakby chciał mnie obronić przed złem tej kobiety. Chociaż może w ogóle, przed złem tego pieprzonego świata.
- Słuchaj, jeżeli masz zamiar ją obrażać to wyjdź i nie wracaj - syknął. Spojrzałam na niego. Jego źrenice były rozszerzone, a wzrok był pełen nienawiści. Miałam wrażenie, że zaraz rzuci się na nią z rękoma. - Teraz! - krzyknął.
Dziewczyna podskoczyła przerażona i zerknęła na niego przestraszona. Chyba pogubiła się w tym wszystkim.
- Ale... Michaś... - zmieniła ton swojego głosu na... poszkodowany, potrzebujący pomocy, wybaczenia. 
- Już!
Nic nie odpowiedziała. Po prostu odwróciła się na pięcie i wyszła. Zwyczajnie. 
Drzwi trzasnęły, a Michał westchnął głęboko, nadal mnie obejmując. Cały czas był zły, czułam to.
- Co to było? - zaśmiałam się, próbując ochłodzić jakoś atmosferę. Z marnym skutkiem, cały czas stał, napinając mięśnie. - Michał? - zapytałam z troską.
- To jak, jedziemy na mecz? - puścił mnie i wysilił się na uśmiech. Sztuczny, coś jest nie tak.
- Nie - odpowiedziałam. Spojrzał na mnie zaskoczony i oparł się o oparcie kanapy. - Powiesz mi o co chodzi?
- Sara - spuścił wzrok. - Opowiadałem ci o niej.
- To wiem, ale czego chciała? - przerwałam mu.
- A jak myślisz? - parsknął. Podniósł z podłogi swoją torbę, która leżała tuż przy fotelu i ruszył w stronę drzwi. Tuż przed skręceniem w korytarz stanął, odwrócił się do mnie i zapytał. - Idziesz?
Nie chciałam drążyć tego tematu. Po jego minie i zachowaniu domyśliłam się, co chciała ta kobieta. Kto ma czelność przychodzić do faceta, którego się najpierw zdradziło a następnie zostawiło dla jakiegoś bogacza i później prosić o wybaczenie?! No kto?!
Widocznie Sara - pusta małolata (pominę fakt, że była starsza ode mnie), którą interesują tylko pieniądze. Sława, czy to się w życiu w ogóle liczy? Naprawdę współczuję ludziom, którzy biorą sobie takie cele jako priorytet. 
Zeszliśmy na dół i pojechaliśmy pod hale w Jastrzębiu. Oczywiście nie obyło się bez tysięcy zdjęć Michała, rozdawania autografów i... spekulacji na temat mojej osoby. "To dziewczyna Kubiaka?" - słychać było co chwilę. Ludzie nie mają za grosz szacunku dla popularnych sportowców, aktorów, piosenkarzy... Ich życie prywatne to w końcu nie sprawa publiczna!
Kiedy udało nam się wejść do środka, Kubiak był już mocno spóźniony, więc tylko cmoknęłam go w policzek i życzyłam powodzenia. Odwzajemnił mój gest, skromnym, ale szczerym uśmiechem i zniknął za drzwiami. Ja natomiast, w towarzystwie prezesa Grodeckiego udałam się na trybuny. W miłej i wesołej atmosferze przesiedzieliśmy rozgrzewkę, a później cały mecz. Jastrzębianom udało się wygrać z Effectorem Kielce bez straty seta, co było świetnym rozpoczęciem sezonu. 
Tuż po meczu prezes zniknął z hali, więc zostałam pozostawiona sama sobie. Odczekałam kilkanaście minut, które ciągnęły się w nieskończoność, aż sala trochę opustoszeje. Schodkami zeszłam na dół i stanęłam przy barierkach, do których podszedł Kubiak. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on objął mnie w talii.
- Brawo, brawo, brawo! - wykrzyknęłam uradowana i ucałowałam go w policzek. - Byłeś niesamowity! - zaśmiał się.
- Jak tak ma być po każdym wygranym meczu, to będę częściej wygrywał - dopowiedział z uśmiechem.
- Palant - dałam mu kuksańca w bok, jednak sama się zaśmiałam. - Pospiesz się, poczekam w samochodzie - znów cmoknęłam go w polik. - I pogratuluj chłopakom ode mnie! - rzuciłam na wyjściu.
Michał coś jeszcze do mnie krzyczał, ale byłam już za drzwiami. Wsiadłam do samochodu i, słuchając muzyki, czekałam na Kubiaka, który zjawił się świeży i pachnący malinami (!) po pół godzinie. Pochyliłam się nad nim i powąchałam, żeby się upewnić czy to na pewno maliny. Spojrzałam na niego z politowaniem i wybuchłam śmiechem, zupełnie nie przejmując się jego zdezorientowaną miną i ciągłym pytaniem: "Ale o co chodzi?".
- Maliny? Serio?
- Łasko mi pożyczył - zaśmiał się.
Ach ci siatkarze... Z nimi nie sposób być ponurym.
*
Wiem, wiem, wiem.... Ale no w następnych rozdziałach będzie ciekawiej! :D