22 września 2013

7.


'Carry your world, I'll carry your world'

W pierwszej chwili, gdy ze snu wyrywa mnie płacz małego dziecka, nie wiem, co się dzieje. Zdezorientowana lekko podnoszę głowę, żeby rozejrzeć się po pokoju. Dopiero po chwili wszystko do mnie dociera. Odwracam głowę, żeby móc spojrzeć na Michała, który śpi głęboko. Wzdycham, siadam na skraju łóżka i przecieram zaspane oczy. 
Najciszej jak tylko mogę przemierzam odległość do pokoju, który zajmuje Szymek. Włączam światło i podchodzę do małego łóżeczka chłopczyka. 
Nie jest to typowe łóżeczko dla dzieci, wiadomo. Kubiak wieczorem przyniósł łóżeczko turystyczne, chociaż moim zdanie wystarczyłby zwykły wózek. 
Pochylam się nad dzieckiem i biorę je na ręce. Nie jestem matką, nie mam instynktu macierzyńskiego, a to, że jestem kobietą nie świadczy o tym, że muszę widzieć czego potrzeba, więc jestem trochę spanikowana (głównie dlatego, że teraz nie myślę logicznie). Kołyszę się z Szymkiem w drodze do kuchni, gdzie szykuję mu mleko. Po kilku minutach jest  już gotowe i mogę nakarmić płaczące dziecko.
Jestem z siebie zadowolona. Szymek po nakarmieniu już nie płacze i na szczęście nikogo nie obudził. Kładę go do łóżeczka i wychodzę z pokoju, gasząc wcześniej światło. Jednak nie zdążyłam zrobić kilku kroków, bo chłopczyk znów zaczyna płakać. Wracam się i, tym razem nie zapalając już światła, biorę go na ręce. Tulę do siebie i, kołysząc się, zaczynam krążyć po pokoju. W końcu się uspokaja, ale gdy chcę go ułożyć w łóżeczku znowu zaczyna płakać.
- Szymek, jest 4 rano, daj się człowiekowi wyspać - mruczę pod nosem.
Schodzę z nim na dół, do salonu, gdzie na rozłożonym kocu, na dywanie zostało kilka zabawek z wczorajszych zabaw. Delikatnie układam go na miejscu, a sama kładę się obok niego.
- Co my tu mamy - mówię do siebie. 
Sięgam jakąś cichą zabaweczkę i podaję ją Szymkowi. Cieszy się, śmieje i ślini, a ja patrzę na niego. Dopiero po jakimś czasie zdaję sobie sprawę, że uśmiecham się, widząc takiego brzdąca.

Mały jakoś zasnął,  przez co ja zdążyłam się nieco ogarnąć. Wzięłam ciepły prysznic, ubrałam się, umalowałam, a teraz szykuję śniadanie. Jakby spojrzeć na to z boku, to wyglądamy i zachowujemy się jak szczęśliwa rodzina.
Na luźną sukienkę we fioletowo-niebieskie kwiaty ze skórzanym paskiem na talii zakładam fartuch. Włosy mam spięte w koka, więc z nimi nie mam większych problemów. 
Wszystkie potrzebne składniki już czekają na blacie, więc zabieram się za pieczenie. W ciągu 20 minut mam już wyrobione ciasto na rogaliki, które przykrywam ręczniczkiem i pozostawiam na godzinę. Żeby nie nudzić się, zaczynam szykować stół do śniadania. Kładę na niego obrus, a następnie trzy talerze, obok których ustawiam też sztućce i szklanki. Dodaję też sól i pieprz, serwetki oraz wazon z różą od "wujka Miśka".
Po godzinie czekania mogę w końcu z ciasta uformować rogaliki, a wcześniej posmarowane niewielką ilością masła wstawić do nagrzanego piekarnika. W czasie, gdy ciasto się piecze, ustawiam na stole talerze z serem, szynką i warzywami, dżemy, masło, soki i inne jadalne rzeczy. Upieczone rogaliki odstawiam do ostygnięcia i zabieram się za sprzątnięcie kuchni. Przecieram szmatką blat, kiedy zaspana Aga schodzi ze schodów na dół.
- Cześć ciociu - mówi i ziewa, zakrywając usta ręką. 
- Hej - odpowiadam z uśmiechem na twarzy. - Jak się spało?
- Fajnie - mówi krótko i zajmuje miejsce na kanapie. - Kiedy będzie śniadanie? - pyta i spogląda na mnie.
- Jak się uszykujesz i wujek wstanie.
- O matko! - zaliczyła facepalma. - Wujek potrafi spać do południa.
- Nie martw się, obudzę go - śmieję się.

Siadam na skraju łóżka tuż przy Michale, który smacznie śpi z twarzą ukrytą w poduszce. Dodatkowo w pokoju słychać lekko stłumione pochrapywanie. Z trudem powstrzymuję się od głośnego śmiechu, jednak nie potrafię się nie uśmiechnąć. Mam szczęście, że Kubiak śpi na brzuchu, bo zakryty jest kołdrą tylko do wysokości bioder, a nie ma na sobie koszulki...
Delikatnie kładę opuszki palców na jego kark i zaczynam go łaskotać. Chrapanie ustało, przebudził się, jednak nie otworzył oczu. Pochylam się nad jego ciałem, zatrzymując usta tuż przy jego uchu.
- Pora wstawać - mówię melodyjnie.
- Która godzina? - pyta nieprzytomnie.
- Trochę przez 8, spóźnisz się na trening.
Wzdycha i odwraca się twarzą do mnie. Powoli otwiera oczy i kiedy mnie widzi, uśmiecha się. Z powrotem siadam na skraju i już chcę wstawać, kiedy Michał łapie mnie w pasie i przerzuca na miejsce obok niego. Przesuwa swoją dłoń na moje biodro, a głowę kładzie na moim barku i tuli się do mnie.
- Nigdzie nie idziemy, śpimy dalej - mówi.
Bawi mnie to, więc śmieję się głośno. 
- Misiek, śniadanie jest już gotowe. Ada jest głodna i czekamy tylko na ciebie, więc wstawaj, ubierz się i złaź na dół.
- Mówisz, jakbyś była moją dziewczyną, narzeczoną, żoną... NIE! MATKĄ! - śmieje się, a ja wraz z nim.
- Dobra, dobra. Ubieraj się, bo czekamy na ciebie.

Minęło 15 minut, a Michała jeszcze nie ma na dole. Ada zaczyna marudzić, że jest głodna, mi też już burczy w brzuchu, a Szymek nie może wytrzymać w łóżeczku. Gdy tylko go odkładam, zaczyna płakać, więc chodzę z nim od jednego pokoju do drugiego.
- Ciocia! Mogę już jeść? - pyta dziewczynka, a ja wzdycham.
- Wiesz co? Leć po wujka i powiedz, że jeżeli w tej chwili nie zejdzie na śniadanie, to będzie zmywał te wszystkie naczynia - wściekam się.
- Uff, całe szczęście, że zszedłem, bo spóźniłbym się na trening - śmieje się, ale mi wcale do śmiechu nie jest.
Podchodzi do mnie od tyłu i kładzie swoje dłonie na moje biodra. Składa delikatny pocałunek na moim ramieniu i zabiera ode mnie Szymka. Mija mnie i jeszcze raz całuje tym razem w policzek, po czym jak gdyby nic zasiada do stołu. Faceci...
*
Wiem, że dawno mnie tu nie było, ale to przez brak czasu :( Niestety :( Może coś tu się będzie pojawiać raz na... jakiś dłuższy okres czasu. Podobnie na moim drugim blogu http://wiem-ze-ci-sie-podobam.blogspot.com/ Jeszcze raz przepraszam! ;)