27 kwietnia 2013

4.


' I felt the world was ours for the talking,
When I fell into your eyes,
Never a doubt we would make ot of we tried,
You promised you,d never break my heart,
Never leave me in the dark,
Said your love would be for all time,
But that was back when you were mine
 When you were '

Zajechaliśmy na miejsce chwilę przed dwunastą. Na parkingu jednak z trudem można było się dopatrzeć wolnego miejsca.

- Środek tygodnia, a tu takie tłumy? - padło z ust Michała.
- Pewnie wyprzedasz.
- Może będzie jakieś żarcie - uśmiechnął się i przetarł dłonie w geście zniecierpliwienia. 
Cały Kubiak. Normalnie nic się nie zmienił przed te lata. Tylko mu jedzenie w głowie.
- Widzę, że jesteś głodny - zaśmiałam się. - W takim razie po zakupach wstąpimy na małe co nieco.
- Mam nadzieję, że w kwestii robienia zakupów się nie zmieniłaś i nadal wybierasz szybko i konkretnie.
- Ogólnie niewiele się zmieniłam - odpowiedziałam, jednocześnie zatrzymując samochód na miejscu, gdzieś na obrzeżach parkingu. 
Jedno jest pewne - ruchu nam dzisiaj nie zabraknie. 
Kiedy wysiedliśmy z auta, Kubiak zamknął oczy i odetchnął pełną piersią.
- Czujesz to czyste, miejskie powietrze? - zapytał, wydychając powietrze i sprawiając, że na mojej twarzy kolejny już raz zagościł uśmiech. 
- Kubiak, przestań się wygłupiać - spojrzałam na niego błagalnie. - Myślałam, że chcesz jak najszybciej "upolować" coś do jedzenia - dopowiedziałam, akcentując jedno ze słów.
- Tak, tak! - postawił się do pionu. - No rusz się! Co tak stoisz? - ponaglił mnie, klaszcząc w dłonie. 
Uniosłam ręce w geście obronnym i skierowałam się w stronę galerii, zostawiając Kubiaka za sobą. Czekał nas długi dzień, więc trzeba było się trochę zorganizować. 
Kilkadziesiąt metrów przed nami dostrzegłam budkę z lodami. Przystanęłam i odwróciłam się w stronę Michała.
- Masz może ochotę na lody? - zapytałam, ruchem głowy pokazując stoisko za mną.
- Skoro chodzi ci o takie lody to chętnie - uśmiechnął się i podszedł do mnie.
Razem ruszyliśmy w kierunku budki, a ja wciąż analizowałam jego słowa. W głowie cały czas szumiały mi wyrazy "takie lody", które za nic nie chciały się stamtąd wynieść.
- Zboczeniec - powiedziałam w chwili, kiedy zrozumiałam o co mu chodziło. Postałam mu kpiące spojrzenie, które jak zwykle odwzajemnił promiennym uśmiechem.
- Ja nic takiego nie powiedziałem - parsknął. 
- Mm-hmm, ale pomyślałeś - odpowiedziałam, splatając ręce na piersi.
- Czytasz mi w myślach?! - udał oburzonego. 
Zrobił minę a'la postać na obrazie "Krzyk", która, muszę to przyznać, udała mu się znakomicie. Nie sposób było się nie zaśmiać.
Zatrzymaliśmy się przed stoiskiem i zaczęliśmy "zapoznawać się z terenem". Na sam widok lodów czekoladowych, śmietankowych, truskawkowych i mnóstwa innych smaków ślinka ciekła. Kątem oka spojrzałam na Michała, który z poważną miną stał i bił się z myślami. Dylemat Michała Kubiaka: "Lody śmietankowe czy czekoladowe?". 
Zaśmiałam się i podeszłam bliżej sprzedawcy, który czekał już na nasze zamówienie.
- Co podać piękna pani? - zapytał.
- Ja poproszę jedną gałkę arbuzowych, a dla tego pana - spojrzałam na Kubiaka. - Po jednej gałce czekoladowych i śmietankowych - uśmiechnęłam się.
- No jak to. Pan dwie, a pani jedną?
- On jest większy - odpowiedziałam, odbierając te pyszności.
Odeszliśmy parę metrów, kiedy Michał pochylił się nad moim uchem.
- Skąd wiedziałaś? - szepnął. Nic nie odpowiedziałam, jedynie spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się cwaniacko. - Ty niedobra - zaśmiał się.
- Ładnie tak przezywać swoją koleżankę - położyłam rękę na biodrze. 
- Oj tam, oj tam... - uśmiechnął się i dał mi kuksańca w bok.
Nie pozostałam mu dłużna i oddałam mu, bijąc pięścią w jego ramię troszeczkę mocniej niż powinnam. W efekcie czego przez kolejne dziesięć minut bolała mnie dłoń, a Michał dostał napadu śmiechu. 
Weszliśmy do galerii i od razu poczuliśmy ten przyjemny chłód. Klimatyzacja jest jedną z moich miłości w upalne dni, zdecydowanie. 
- To gdzie najpierw? - zapytał Michał i pochłonął ostatni kęs swojego loda.
- Tam - wskazałam palcem jeden ze sklepów meblowych i od razu w podskokach ruszyłam w jego stronę. 
Maszerowaliśmy po lokalu, oglądając meble już dobre dwie godziny. Było tu ich tyle, że zaczynałam żałować, że nie wybrałam ich wcześniej w internecie. Wszystko byłoby dużo mniej męczące.
- Zdecydowałaś się już? - zapytał Kubiak, zmęczonym głosem.
- Nie - odpowiedziałam i rzuciłam się plecami na łóżko leżące obok. - Mamo, chcę do domu! - wyjęczałam.
Byłam strasznie zmęczona, głodna i senna. Jedyne czego teraz pragnęłam to zjeść coś, wziąć odprężającą kąpiel i iść spać. Niestety musiałam kupić jeszcze mnóstwo mebli. Kiedyś ludzie żyli bez nich i przetrwali, a teraz co?!
Leniwie podniosłam rękę i poklepałam miejsce obok siebie, dając Kubiakowi znak, że ma się przyłączyć. Nie sprzeciwiał się. Mimo, że łóżko miało trochę ponad dwa metry, i w długości, i w szerokości, to opadł tuż obok mnie, delikatnie uderzając ręką o moją twarz (dokładnie prościutko w nos!). No dobra, trochę mocniej niż delikatnie.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bu już podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem.
- Wiktoria przepraszam! Nie chciałem, to było niechcący - mówił drżącym głosem i ujął moją dłoń. Ostrożnie pociągnął ją do siebie, a drugą rękę włożył pod moje plecy. Tym sposobem pomógł mi usiąść na łóżku.
Zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Przecież nic takiego się nie stało, a on panikował jakby mnie o mało co nie zabił. Spóźniony refleks z dzisiejszego przywitania, czy co?
- Michał, uspokój się. Żyję - zaśmiałam się i w tym momencie zrozumiałam, dlaczego Kubiak się tak przeraził. 
Skoro ja pamiętałam kilka faktów o nim, on mógł pamiętać i o mnie.
Zupełnie zapomniałam, że moje naczynka w nosie są strasznie delikatne. W jednym momencie krew chlusnęła z mojego nosa. Część spadła na moją ręce, które podsunęłam, ale druga poplamiła moją sukienkę. W dodatku cały czas nowa krew wylatywała mi z nosa. Starałam się robić wszystko, żeby nie zabrudzić podłogi, mebli, czegokolwiek w sklepie i jak na razie mi się to udawało. 
- Chusteczki - z trudem wydusiłam się z siebie. - Są w mojej torebce - dodałam na widok Kubiaka szukającego ich po swoich kieszeniach, z marnym skutkiem.
Szybko sięgnął po moją torebeczkę i trzęsącymi rękami wyjął z niej chusteczki, by podać mi jedną z nich. Spojrzałam na niego spode łba. Chciałam powiedzieć: "Tak Michałku, wezmę od ciebie te chusteczki. Poczekaj tylko aż moje dłonie będą wolne", ale na szczęście się powstrzymałam. Zrobiło mi się szkoda chłopaka, bo już drugi raz taki stres przeżywał. W końcu zrozumiał moje przesłanie i troskliwie objął mnie ramieniem i przystawił chusteczkę do mojego nosa, pochylając moją głowę do przodu. Brawo panie Kubiak - chciałoby się rzec.
- Michał, zaprowadziłbyś mnie do toalety? - zapytałam, zerkając w jego stronę. 
Nadal był przerażony, ale starał się nad tym panować. Skinął głową i pomógł mi wstać, mocniej przyciągając moje ciało do jego. Z racji tego, że miałam spuszczoną głowę, a byłam tu tylko kilka razy, więc nie mogłam pamiętać, gdzie są toalety, Kubiak prowadził mnie do nich. Ja tylko szłam przyciśnięta do niego, a on kierował zarówno swoim ciałem, jak i moim.
W końcu uchylił jakieś drzwi i weszliśmy do środka. RAZEM! Kubiaczku zmieniłeś płeć?! Podszedł ze mną nad umywalkę, gdzie umyłam zakrwawione dłonie, cały czas obejmując mnie ramieniem. Kiedy moje ręce był już czyste i wolne, "przejęłam" od niego mój nos, który cały czas uciskał chusteczką. 
- Na serio przepraszam Wiktoria. Ja nie wiem, dzisiaj mam jakiś pechowy dzień - padło z ust Michała.
- Ja też - zaśmiałam się, żeby uspokoić nieco siatkarza. W pewnym sensie mi się udało, bo przez chwilę na jego twarzy pojawił się ledwo zauważalny uśmiech. - Masz ochotę coś zjeść? - zmieniłam temat, żeby przestał się już tym zadręczać.
- Chętnie - uśmiechnął się tak, że nie sposób było tego nie odwzajemnić. 
Nadal z zaciśniętym nosem wyszłam z pomieszczenia, a Michał powędrował za mną. Szliśmy długim korytarzem do czasu, kiedy nagle się nie zatrzymałam. Wspominałam już może, że zawsze byłam zapominalska? W takim razie przypominam, że ja, Wiktoria Michalska jestem straszną gapą i zapominam o wszystkim, o czym tylko da się zapomnieć.
- Michał... - zaczęłam, a siatkarz już znalazł się przy mnie.
Jakie to słodkie...
- Co ci jest? Co się stało?
Odwróciłam się w jego stronę i wzrokiem powędrowałam na dół. Słowa w tej chwili były zbędne. Cała moja sukienka była od krwi. Owszem, byliśmy w centrum handlowym, ale czy chciało nam się znowu łazić po sklepach?
Raczej nie.
- A co byś powiedział, gdybyśmy zjedli w mieszkaniu? - zapytałam, zerkając na niego.
Uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Świetny pomysł - skwitował.
- Cieszę się, że ci się podoba, ale... ty prowadził - i beztrosko ruszyłam w stronę wyjścia z galerii. 
Michał przez chwilę stał sparaliżowany, jednak już po chwili do mnie dołączył.
- Nie żebym coś miał przeciwko twojej przestrzeni osobistej i wyglądowi, ale - szepnął mi do ucha i momentalnie poczułam jak nogi odrywają się od ziemi. Ręce owinęłam wokół jego szyi, żeby nie upaść. Już chciałam krzyczeć: "Kubiak, co ty do cholery jasnej wyprawiasz?!", kiedy widząc moją zdezorientowaną minę, dodał już głośniej - moja reputacja też jest ważna, a chyba wolę mieć rozwścieczone fanki niż sprawę za dotkliwe podbicie. Chociaż właściwie to nie ja tu jestem cały we krwi - zaśmiał się.
Trzeba mu przyznać trochę racji. Byłoby źle, gdyby taki artykuł ukazał się w Polsce, albo i na świecie.
- Już widzę te nagłówki: "Narzeczona Łukasza Lewandowskiego pobita przez siatkarza reprezentacji Polski! Napastnik nie poniesie żadnych konsekwencji!" - uśmiechnęłam się na samą myśl ty głupot.
Michał przeszedł przez całą galerię i parking, niosąc mnie na rękach. Przez cały ten czas śmialiśmy się, wymyślając coraz to nowe nagłówki. Poczułam się jak wtedy, za dawnych lat, kiedy  byliśmy takimi prawdziwymi przyjaciółmi. Może uda nam się to odbudować? Fajnie by było.
Kubiak postawił mnie na ziemię i wsiadł do samochodu na miejscu kierowcy. Ja zaś zajęłam miejsce tuż obok niego. 
- Co byś powiedziała, gdybyśmy wstąpili do Mac'a kupić coś na wynos, a potem moglibyśmy pojechać na trening - powiedział, zbijając mnie tym z pantałyku. - Oczywiście najpierw się przebierzesz i wstąpimy po moją torbę - uśmiechnął się i spojrzał w moim kierunku, oczekując odpowiedzi.
- To świetny pomysł - odpowiedziałam po dłuższej chwili ciszy jaka panowała w aucie.
- Super - skwitował i odpalił silnik.
Wracaliśmy, wspominając stare czasy i co chwila wybuchaliśmy śmiechem. Zrozumiałam, że miałam naprawdę udane dzieciństwo, z Michałem u boku. 
Nagle wypalił coś co mnie bardzo zdziwiło, jednak nie wiedzieć czemu poczułam ulgę.
- Może nie widzieliśmy się siedem lat, ale nadal jesteś dla mnie jak... siostra - powiedział i spojrzał na mnie. - Możesz na mnie liczyć, pamiętaj o tym.
Oj Michał, Michał. Nawet nie wiesz jak dobrze to usłyszeć.
*
Wiem, wiem, wiem... Rozdział jest beznadziejny. -,- Wszystko jest beznadziejne. -,- 
Oficjalnie ogłaszam dwie rzeczy:
1) Jeżeli ktoś ma jakieś pomysły, to chętnie je rozpatrzę pod numerem gg 45036770 ;)
2) Jak tylko skończę to nędzne opowiadanie to kończę swoją działalność. Podziękujcie komuś, kto pisze te beznadziejne testy gimnazjalne przez co rujnuje ludziom marzenia! -,-